Budzę się ze snu. Z niezdrowego, chorego snu.
Patrzę wgłąb, otwieram oczy. Jakby pierwszy raz.
Nigdy nie było tak klarownie, tak czysto
Czuję powiew oddechu ocierający się o płuca
Lekkie bicie serca rozbrzmiewa dzwoneczkiem
Światło, blask, jasność. Mrużę oczy z uśmiechem
Wspinam się na palce i tańczę, wiruję dookoła
Unoszę się ponad ziemię, zostawiam jej trudy
Przepływam przez chmury i dotykam nieba.